niedziela, 28 lipca 2013

Number 1 - Olek

Olka zapamiętam na zawsze :) Jego ogromną głowę, która się pierwsza wynurzyła i moje przerażenie, że to bardziej jakiś rottweiler niż collie... (325g) Olek wydaje mi się przypominać Dandy'ego - jako jedyny póki co lubi spać na pleckach i się przeciągać. Jest TAKI DUŻY i zdecydowanie wie, czego chce. Jak tylko się zbliża to reszta piszczy jakby nadchodził dinozaur. A Olek przy jedzeniu lubi sobie pośpiewać w rytm uderzeń głową w cyca, albo ponarzekać głośno, że asortyment w tej restauracji baaaardzo ubogi - i od razu wiadomo, bez kopania w sierści, że to on.





Number 2 - Czerwony

Czerwony, bo jakoś na imię nie możemy się zdecydować. Może nam ktoś coś zasugeruje po obejrzeniu zdjęć ;). Ważył 295g i urodził się praktycznie równo z Olkiem. Od razu widać, że Czerwony ma charakterek Odry. Jest jak pies ogrodnika - sam nie je, ale jak wyczuje ruch to szaleje na maksa i eliminuje intruzów. Miał w pierwszej dobie spore problemy ze ssaniem, ale po małym przyuczeniu pipetą zdaje się, że już lepiej.


Number 3 - Paker


Paker, chociaż nie za wielki (175g po urodzeniu) na poligonie walki o dobre, strategiczne miejsce jest jak Dawid walczący z Goliatami - rodzeństwo nie ma szans.









Najszybciej też przybiera na wadze - dlatego Paker :)












Number 4 - Miron

Waga urodzeniowa 220g. O nim można powiedzieć, że nie lęka się ani samotnych wycieczek, ani wysokości. Jak się dorwie do Odry i zrobi okopy koło cyca, to nie przeszkadza mu nawet to, że ona wstała i jego pozycja bojowa uległa pogorszeniu. Tylko on na razie tak czasem sobie zwiśnie jak mama wychodzi :). Lubi też sobie połazić - a nóż moje palce u stopy są mlekodajne...

Number 5 - ale nie Mambo tylko Kolia

Jedyna dziewczyna tricolor - 232g.
Jak dotąd zachowuje się jak Aha - dyskretnie opróżnia cyce i nie sprawia kłopotów :)




Mam nadzieję, że dobrze rozróżniam płeć...Bo inaczej będzie śmiesznie hihihi... :)




sobota, 27 lipca 2013

Number 6 - póki co Hrabia :)

Rodził się trochę dłużej i pośladkowo ułożony - waga 248g.



Number 7 - Ahava Srebro Podlasia (Aha)

Dziś zdejmujemy im już oznaczenia, bo spędziliśmy z nimi 24 h i już dobrze wiemy, które jest które :)
Aha. To imię dla nas znaczy bardzo wiele :) Ahava w języku hebrajskim: miłość. Malutka urodziła się ostatnia - 7. Ważyła 215 g, a pępowinę odcięła sama Odra :) A my odbieraliśmy ją na spokojnie, bo Odra zrobiła sobie 15 min przerwy :)

Aha to taka przylepka mamy, lubi wchodzić jej pod sam nos. Na zdjęciu Aha i jej brat - Hrabia.


piątek, 26 lipca 2013

Welcome to the world!!!

Wczoraj - 26.07.2013 - przyszły na świat bardzo szybciutko nasze maluchy :)

  Jesteśmy dumni z naszej Odry - ślicznie się nimi opiekuje i nawet chętnie przegryzała pępowiny :)
Przeć zaczęła o 19:45, o 20:10 było widać już pierwszą główkę, a o 21:10 mieliśmy już 6tkę.
Ledwo złapałam oddech i policzyliśmy ile ich jest - już skończyła - ostatnia urodziła się dziewczynka blue merle, a było to grubo przed 22:00, bo o 10-tej już ogarnęliśmy maluchy, mamę i sytuację :)






W związku z tym, że się nie nudziliśmy i to był nasz pierwszy poród znamy tylko kolejność maluszków:
1. tricolor (różowy)
 
2. tricolor (czerwony)
 

3. blue merle (bez wstążeczki)
 

4. tricolor (zielony)
 
     5.  tricolor (bez wstążeczki)

6. blue merle (niebieski)


  7. blue merle (srebrny)

Pozdrowienia od powiększonej rodziny dla taty - Dandiego - może być dumny z potomków :)

 

 

czwartek, 25 lipca 2013

9 TYDZIEŃ

 

 

 

Myślałam, że chęć do zabawy z wiekiem słabnie...

 

Ale jak widać ciąża i "poważnienie" to mit ;) Nic się od szczeniaka u nas nie zmieniło :)

 


piątek, 19 lipca 2013

Poczekajcie - nie wypadajcie ;)

Odra zapewnia mi codzienna odpowiednią dawkę adrenaliny ;) jak tylko zostałam sama z nią na dłużej od razu pozbyła się czopu śluzowego i zmniejszyła temp. do 37,3 st. :) a to był dopiero 54 dzień od pierwszego krycia. Mało nie zemdlałam, że jeszcze przecież nie wiem wszystkiego i nie może rodzić nawet za 48 h bo jestem SAMA, potem prawie osiwiałam, że przecież one byłyby wcześniakami, a na koniec jak już Odra 3 razy przyniosła mi pluszaka do rzucania i kłapała zębami jak zawsze, żeby się nią zainteresować, a nie oglądać porody na youtubie to popatrzyłam na nią i stwierdziłam, że mam paranoję i daleko jej do pozbywania się balastu...
Ale cała akcja zaowocowała tym, że zaraz zbieram ze sznurka czyste ręczniki i prześcieradła i przygotowałam "porodowy niezbędnik".

Mam nadzieję, że Odrze nie uleci cała siara z sutów (ich zawrotna liczba: 6), bo nie żałuje jej do dekorowania sobie futra...
Co do futra to przedwczoraj czułam się jak zawodowy postrzygacz owiec - trochę mnie nawet poniosło ;p
ale skoro po szczeniakach kudłacz i tak przestanie być kudłaczem, to niech chociaż użyje sobie chłodu w te ciepłe dni.






















Uformowaliśmy jej kojec - duży, przestronny, w pokoju z dala od zgiełku i tylko dla niej, z możliwością podniesienia boków - marzenie, ale jestem pewna, że tam nie urodzi, bo szuka czegoś ukrytego. Dlatego dziś zmieniałam wizję tej budowli i dodałam jej dach (nie do końca napompowany materac) i super tajne przejście, przez które trzeba się przeczołgać (krzesło) no i zobaczymy.

Czyli podsumowując - CZEKAMY.





środa, 10 lipca 2013

Do porodu coraz bliżej...

7 tydzień ciąży

Szczeniaczki dają się już Odrze trochę odczuć: je mniejszymi porcjami, bo więcej się jej nie mieści, zrezygnowała ze spania na kanapie, bo za wysoka, postanowiła też sprawdzić czy zmieści się w dziurze pod kominkiem, więc od kilku dni ma już kojec porodowy, w którym ochoczo kopie :) Swoją drogą to mnie zadziwiła tym kominkiem... Sprytnie to sobie wymyśliła - to jedyna "norka" w domu :)
Co prawda nie gania tak za piłką jak zwykle, ale lubi ją wywlec z krzaków na środek podwórka i gryźć w nadziei, że a nóż będzie ktoś szedł i jej kopnie - w końcu trzeba trzymać formę w ciąży, więc czasem z litości nad nią kopniemy delikatnie. Najlepiej też zdrowo się odżywiać, więc kontroluje mnie czy dobrze dbam o jej marchewkę i pietruszkę i czasem zerknie na pomidory ;p Cyce większe i już coś do nich napływa... Przez skórę czuję dalej guzy i wiem, że to maluchy, ale nie czuję wciąż ich ruchów... Może w przyszłym tygodniu :) 



wtorek, 2 lipca 2013

Na spacer!

Gdyby nie pies utknęłabym w domu na zawsze :) A tak jak tylko nasz chomik (nazwałam ją tak, bo jak była mała przypominała mi świnkę morską) zobaczy, że sobie siedzę właśnie przed laptopikiem to już jęczeć, żeby głaskać albo że na spacer i wypuszczenie na podwórko czasem nie wystarcza i trzeba iść... :)

Na szczęście tuż obok naszego domu są Błonia Papieskie. Startują tam motolotniarze, paralotniarze, biegają biegacze, jest nordic walking, rolki, rower, ludzie z psami i dziećmi - co mieli pod ręką ;) i ogólnie sportowy szał + stawy rybne dla miłośników haszczy, dziczy i rzadkich ptaków. Alejki są wyasfaltowane, masę trawy dookoła koszą raz na jakiś czas - to wszystko daje dość fajne miejsce na spokojnie godzinny, a nawet 2 godzinny spacer, co widać na zdjęciach: